środa, 17 lutego 2016

List do Mamy z Okazji Światowego Dnia Kota....

W tak wielkim i uroczystym dniu, życzę sobie, żeby moje człowieki mnie dzisiaj rozpieszczały. I wcale nie żadnym mizianiem! Bo ja tam taki różowy słodziak nie jestem. W szczególności do Ciebie Mamo kieruje te słowa, bo spędzisz dzisiaj ze mną najwięcej czasu.

Więc tak:

1. Chcę dużo jedzonka

Najlepiej takiego nie dla kociałków, tylko człowiekowego. Ostatnio Twoja owsianka Mamo była pyszna. Poza tym, wczoraj wylizałem resztę pomidorowej. Również całkiem niezła była :-) O reszcie nie wspomne, przecież, ze wszystkiego się wygadać nie mogę.


Dzisiaj poproszę taką porcję tylko dla siebie. Najlepiej pełną miskę. Nie martw się, zjem na pewno.

2. Do tego poproszę o wiariatkowanie. 

Dużo wariatkowania. Aż sam nie padnę. Wiesz Mamo jak to jest - im więcej wariatkowania dla mnie, tym bardziej możesz mnie później pomiziać. Wiesz doskonale, że sam wtedy przychodzę i się wtulam w najcieplejsze miejsce. I to wcale nie w nogach , jak zwykle, tylko tam, gdzie najczęściej książkę trzymasz jak czytasz :-)  Więc tak to jest, musisz zasłużyć :-) Nic za darmo :-)
A dzisiaj to już w ogóle poczwórna dawka wariatkowania być musi!!!

3. Również dzisiaj mi się należy wycieczka na klatkę schodową. 

Wczoraj Cię grzecznie pytałem czy pójdziemy. Pamiętasz? Mówiłem "Miau, miau, miau?" pod drzwiami. A Ty tylko NIE powiedziałaś.... przykro mi było. A ja tam lubię zaglądać, są różne głosy i hałasy. Sprawdzić przecież też trzeba, czy jak tam wychodzicie z Tatą to się Wam nic nie dzieje. Albo może się dzieje dużo fajnego, a mnie tam nie ma? 
Więc wiesz - dzisiaj sprawdzimy ;-) Tak legalnie, a nie szybciutko jak wtedy, gdy ucieknę i mnie zaraz zabierasz spowrotem.


4. No i na koniec poproszę o pozwolenie na wejście na komodę...

...skąd mogę wskakiwać na drzwi. Zegara jeszcze nie strąciłem ani razu, więc nie wiem, o co sie tak pieklisz zawsze, jak tylko na komodę wskakuję.....


No, to chyba by było na tyle teraz. O reszcie pogadamy jak wrócisz do domu. Tylko wracaj jak najszybciej, bo tęsknię i nie lubie być sam samiutki....

PS. A tak w ogóle nie powinnaś dzisiaj urlopu z tej okazji wziąć? Przecież taki specjalny dzień tylko raz w roku jest. Na przyszłośc sobie to lepiej zaplanuj.



środa, 3 lutego 2016

Siwieję!!!

Ja już chyba wiem co to ten Sajgon, o którym mówiła Mama i o którym pisałem w poprzednim poście. Sajgon to sterta papierów, notatek, segregatorów a między tym wszystkim laptop i Mama mówiąca, że od wszystkiego osiwieje, że nie zdąży, nie zda, i że w weekendu chyba nie przeżyje... A do tego jakiś termin z robotą... Przez to wszystko nie ma czasu dla mnie.
Cieszyłem się, bo przez parę dni byłą domu, ale szybko się okazało, że to wcale nie po to żeby się ze mną bawić. Pozwalała mi na wiele rzeczy, o które się najczęściej wściekała, wyzywała i mnie goniła. A teraz tak jakby nie wracała na to uwagi. Mruczała tylko pod nosem "Kociuuuu..." Szybko zatem rozrabianie mi się znudziło, bo co to za zabawa jak nikt nie zwraca na mnie uwagi i mnie nie goni.


Chciałem jej pomóc na wszelkie sposoby, zabierałem długopisy, jak pisała to je gryzłem, kładłem się na kartkach, ale tylko się smutno uśmiechała, głaskała i mówiła "niedługo skończę to powariatkujemy". W ogóle to mówi, że na słowo "wariatkowanie" reaguję jak pies na słowo "spacerek". Widziałem psa Huga jak świrował od spacerków. Nie wydaje mi się, żebym aż tak robił, ale owszem, czekam w napięciu co Mama za zabawę wymyśli i oczy mi błyszczą :-)

No, ale w każdym bądź razie, już jakiś czas temu zauważyłem, że mam jaśniejszego wąsa. Jednego. I teraz stał się zupełnie biały! Wydaje mi się, że to przez Mamę właśnie, jej siwienie przeszło na mnie. Ponad tydzień miała urlop i mnie zaraziła. Na dodatek u niej wcale osiewienia nie widać nic a nic. A u mnie? Sami widzicie.
Jeszcze kilka takich Sajgonów, a cały biały się zrobię. 

No i jak to wtedy będzie? Czarny KOT nie będzie już Czarnym KOTEM?

środa, 20 stycznia 2016

Świeta, święta i po świetach

Czołem Człowieki! Tak wiem, dawno mnie tu nie było z niczym nowym, ale nie myślcie sobie że się nie działo. Bo się działo i to mnóstwo! Tylko Mama mówiła, że jakiś Sajgon ma. Ale nie wiem o co jej chodziło, bo żadnego Sajgona u niej nie widziałem. Za to widziałem bombki, prezenty, choinki, nowi koledzy (a może bardziej znajomi...), dużo dobrego jedzonka, była wizyta u babci i na koniec coś co mówią, że się śnieg nazywa! No dobra ale po kolei.


Zaczęło się jak Mama ciągle przynosiła jakieś zakupy i paczki. Potem zaczęła to wszystko pakować w kolorowy papier. Pomyślałem - pomogę, bo skoro Mama to robi, to na pewno jest to bardzo fajne i ważne ;-) Myszkę nową chciałem spakować. Nie spodobała mi się, pomyślałem, że może komuś innemu się przyda. Przy okazji dowiedziałem się, że do twarzy mi w czerwonym ;-)

Potem zobaczyłem choinkę na żywo, na własne oczy. I wiecie co? zawiedziony byłem strasznie... Oglądałem przecież z Mamą w laptopie duże choinki i kociałki różne jak na nie wchodzą, bawią się bombkami. A to co w domu ustawili to przecież jakiś żart... Sami zobaczcie.
I jak tu po tym skakać? Gdzie te wiszące i błyszczące bombki? Światełka? O innych dodatkach nawet nie wspomnę. Jeszcze ustawili w takim miejscu, na które nie wolno mi pod żadnym pozorem wchodzić. No sami przyznajcie ŻENADA!!!
No, ale dobra, idziemy dalej. 

Pewnego dnia, Mama te wszystkie prezenty ładnie popakowane wrzuciła do wielkiej torby i już zaczyna się ubierać do wyjścia. Myślę sobie - znowu będę sam, bo Tata wyszedł chwile wcześniej i mi się smutno zrobiło. Aż w nagle wzięła mnie na ręce, że się tak wyrażę "pod pachę" i zabrała mnie ze sobą. Jejku, jak ja się rozglądałem! Zawsze chciałem zobaczyć co jest za tymi wielkimi drzwiami! Chociaż podobno już widziałem, ale nic takiego sobie nie przypominam... Potem wyszliśmy na dwór, zimno było, chowałem się pod ręką Mamy i rozglądałem się na wszystkie strony. Doszliśmy szybciutko do innego domu. Ale coś już zaczynałem sobie przypominać. W mieszkaniu Mama postawiła mnie na podłodze i zacząłem biegać. Tak!!! Już tu byłem!!! Byliśmy u babci i Dziadka!!! Huraaaa!!! Byłem tam już, bo przecież na wakacjach spędziłem z nimi trochę czasu. Znaczy się jak Mama i Tata na wakacje pojechali. Cieszyłem się bardzo, bo Babcia zawsze dobrze rzeczy do jedzenia podrzucała a Dziadek jakieś nowe zabawki wymyślał. Ale największa radość była jak w końcu zobaczyłem prawdziwą choinkę!!! Od razu zrzuciłem jedną bombkę i zacząłem dobierać się do reszty. 
Choinka u Babci

Odwiedziłem też w małym pokoju Papuga Marca, ale tylko na chwilę, bo jak zobaczyli że na klatce jego siedzę, to pokój zamknęli i nie pozwolili tam wchodzić. A szkoda, bo jak tak bardzo lubię piórka... A te sie na dodatek same ruszały... Oj byłoby co gonić!

Papug Marco

No i jeszcze na dodatek w ten sam dzień poznałem tez pewnego Huga. Hugo to pies Cioci Karoliny. Hugo to wstrętny pies. Cięgle do mnie przychodził i chciał się bawić. Przynajmniej tak mówili, że to zabawa, bo on z kotem innym w jednym domu mieszka. I się z nim wychowywał. I podobno wie, że koty są do zabawy. Ja go nie polubiłem. A koty nie są do zabawy!! Nikt nie będzie mi mówił z kim mam się bawić a z kim nie. Najchętniej to bym go rozszarpał. Warczałem na niego, syczałem i wystawiałem pazury. Tylko Mama mnie pilnowała i nie pozwoliła. Już ja bym mu pokazał!
Pies Hugo
No i na koniec jak już wcześniej pisałem był też śnieg. Już kiedyś Mama i Tata mówili, że ciekawe jak zareaguje na ten śnieg, ale nie rozumiałem o co chodzi. Aż do pewnego poranka. Śnieg pojawił się za oknem i nawet go trochę znalazłem na balkonie. Ale frajda! Szkoda tylko, że go tam mało i szybko znikł. Może się jeszcze pojawi.

I pamiętajcie - dołączcie do mnie na Facebooku !